2017- jaki on był / 2018 - jaki on będzie..
Witam Was kochani jeszcze w starym roku. Już za kilka godzin opadnie kartka z kalendarza na rok 2017.
Jaki był ten rok dla mnie? No niestety bardzo trudny i bolesny, bo wiele spraw nie układało się po mojej myśli, zresztą do tej pory nie jest idealnie.
W styczniu odeszła Ania - przyjaciółka mojej mamy, w listopadzie pożegnałam moją ukochaną psinkę. Przez cały rok poszukiwałam wydawcy dla swoich "Lawendowych nut" i wielokrotnie usłyszałam, a raczej przeczytałam, że wydawnictwa nie są zainteresowane współpracą.
Nie poddawałam się, pisałam kolejne maile i starałam się walczyć o siebie. Przez dziewięć miesięcy chodziłam do "pseudo-klubu" fitness, w trakcie czego straciłam jedynie pieniądze. Zaczęłam się malować - pierwszy raz zaraz po śmierci mojej Wiki, gdy musiałam wyjść do ludzi, a byłam tak spuchnięta, że wyglądałam jak zombie. W tydzień po śmierci Wiki, podpisałam umowę wydawniczą na zasadach współfinansowania autora.
Postanowiłam w siebie zainwestować. Dzięki temu poznałam wspaniałych ludzi, wspaniałe blogerki, autorki, moją panią wydawcę. Nie żałuję.
Zresztą to jedno z moim postanowień na 2018 rok. Nie żałować własnych decyzji i żyć chwilą.
Skończyć co najmniej dwa teksty, które mam rozpoczęte - przy czym "5 mil do szczęścia" chciałabym zakończyć końcówką lutego i uderzyć tym tekstem do jednego z wydawnictw.
Przeżyć premierę "Lawendowych nut".
Nie przejmować się hejtem.
Uśmiechać się.
Być szczęśliwą.
Żyć w zgodzie ze sobą, by za rok móc sobie powiedzieć, że zrobiłam dla siebie wszystko.
Do napisania kochani w nowym roku.
Jaki był ten rok dla mnie? No niestety bardzo trudny i bolesny, bo wiele spraw nie układało się po mojej myśli, zresztą do tej pory nie jest idealnie.
W styczniu odeszła Ania - przyjaciółka mojej mamy, w listopadzie pożegnałam moją ukochaną psinkę. Przez cały rok poszukiwałam wydawcy dla swoich "Lawendowych nut" i wielokrotnie usłyszałam, a raczej przeczytałam, że wydawnictwa nie są zainteresowane współpracą.
Nie poddawałam się, pisałam kolejne maile i starałam się walczyć o siebie. Przez dziewięć miesięcy chodziłam do "pseudo-klubu" fitness, w trakcie czego straciłam jedynie pieniądze. Zaczęłam się malować - pierwszy raz zaraz po śmierci mojej Wiki, gdy musiałam wyjść do ludzi, a byłam tak spuchnięta, że wyglądałam jak zombie. W tydzień po śmierci Wiki, podpisałam umowę wydawniczą na zasadach współfinansowania autora.
Postanowiłam w siebie zainwestować. Dzięki temu poznałam wspaniałych ludzi, wspaniałe blogerki, autorki, moją panią wydawcę. Nie żałuję.
Zresztą to jedno z moim postanowień na 2018 rok. Nie żałować własnych decyzji i żyć chwilą.
Skończyć co najmniej dwa teksty, które mam rozpoczęte - przy czym "5 mil do szczęścia" chciałabym zakończyć końcówką lutego i uderzyć tym tekstem do jednego z wydawnictw.
Przeżyć premierę "Lawendowych nut".
Nie przejmować się hejtem.
Uśmiechać się.
Być szczęśliwą.
Żyć w zgodzie ze sobą, by za rok móc sobie powiedzieć, że zrobiłam dla siebie wszystko.
Do napisania kochani w nowym roku.